UWAGA!
TO NIE JEST ARTYKUŁ NAUKOWY!
Następujący
impuls (tekst zamieszczony poniżej) to prowokująca do samodzielnego myślenia informacja, która jest niewygodna, a
nawet nie do przyjęcia dla tych wszystkich, którzy ignorują temat duchowej
ewolucji.
Informacja
ta jest odrzucana przez "pewne kręgi", ponieważ uniemożliwia posługiwanie się zjawiskiem zwanym
„chorobą” jako alibi w celu zatuszowania lenistwa prowadzącego do rzekomo nie do
rozwiązania problemów.
Pojęcie
pacjent wyprowadzono od łacińskiego słowa patientia – cierpliwość.
KTO TRACI
CIERPLIWOŚĆ DO WŁASNEGO ROZWOJU TEN POPADA W CHOROBĘ.
Proszę zwrócić uwagę na fakt, że słówko cierpliwość niesie w sobie impuls - cierp.
Rozwój - powolny stały proces - łączy się z cierpieniem spowodowanym niecierpliwością.
Choroba
stanowi upadek, obsunięcie się na skali duchowego rozwoju; jest to zawężenie
horyzontu świadomości i ograniczenie spektrum postrzegania. Rzekomo „chory”
człowiek nie jest – jak nam wmawiano - niewinną ofiarą błędów natury. Każdy z
nas jest stworzony przez Stwórcę na jego obraz i podobieństwo, a więc jest
mikrotwórcą – jest twórcą = sprawcą swojego losu.
Tak, tak...,
już słyszę głosy sprzeciwu: ...ale przecież żyjemy w toksycznym, pestycydy,
herbicydy, koloranty, parabeny, metale ciężkie, radioaktywność, elektrosmog...
To wszystko
prawda. Niemniej jednak kto świadomie dba o wprowadzenie się swoim stylem życia
w wyższą częstotliwość drgania, ten staje się odporniejszy na owe negatywne
cywilizacyjne wpływy.
Objawy
procesu chorobowego są w rzeczywistości obrazami psychicznych konfliktów. Językiem duszy, psychiki jest język
symboli. Przyjrzyj się symbolom, a zobaczysz
prawdziwe problemy – swoje własne i twojego pacjenta.
Z tej
pozycji proces chorobowy może być widziany jako szansa na drodze
samopoznania, która kończy się zdrowiem ducha i (jego) ziemskiego ciała.
Poznawaj siebie, a pewnego dnia zobaczysz w sobie Stwórcę.
Jesteś zbyt leniwy,
aby poznawać samego siebie?
Ta decyzja niesie konsekwencje. Raz jeszcze: nikt a
nas nie jest niewinną ofiarą rzekomych defektów Matki Natury. Defekty stworzył
człowiek: psychologiczne jak i genetyczne.
Po prawie 30
latach pracy z ludźmi, którzy zwracali
się do mnie z prośbą o pomoc, a szczególnie po minionych 18 latach posługiwania
się metodą medycyny holopatycznej opracowaną przez austriackiego doktora nauk
med. Christiana Steinera, moją główną intencją jest nauczenie pacjenta nowego sposobu
podejścia do zdrowej reakcji organizmu zwanej potocznie „chorobą”, co umożliwi mu
samodzielne zrozumienie języka symboli, ich znaczenie i interpretację obrazu choroby i wykorzystanie tych
informacji w celu wzniesienia się energetycznego ponad i poza zniewalającą
częstotliwość. Ten obraz nie został bynajmniej namalowany z dnia na dzień. Świadczy o tym anamneza - czyli historia rozwoju choroby.
Moim
marzeniem jest założyć klinikę, w której pacjent zamiast ze strachu zwalczać
chorobę, używa jej świadomie jako impulsu zmuszającego go do dalszego duchowego
rozwoju. Pozwala sobie świadomie na to, żeby symptom, który wyprodukował przeszkadzał mu i analizuje w jakiej mierze jest obecnie ograniczony. Dopiero, gdy pacjent rozumie daną mu w ten sposób szansę, zabiegi z
zewnątrz mają sens. Osłabione energetycznie ciało, jego systemy, układy i
narządy, nie rozumie chemicznego języka lekarstw zagłuszających tak ważne sygnały,
jakimi są symptomy.
Ta – nie moja
zresztą – teoria (przynosząca praktyczne owoce) – z pewnością może zostać
okrzyczana jako „nienaukowa” i o to właśnie tutaj chodzi. Medycyna komplementarna jak m.in. HOLOPATIA NIE JEST DZIEDZINĄ ALTERNATYWNĄ, KONKURUJĄCĄ Z
MEDYCYNĄ AKADEMICKĄ, LECZ UZUPEŁNIA JEJ POSTĘPOWANIE. Nie ma nic normalniejszego jak uzupełnianie pozytywnego działania, wspieranie i wspomaganie.
Można jeszcze (w XXI wieku) spotkać takich geniuszy, którzy twierdzą, że „nic
takiego jak komplementarna medycyna nie istnieje”, jednak (moim skromnym
zdaniem) to frustraci, którzy zbłądzili w przeszłości i bezwiednie trafili do naszej teraźniejszości. Lekarz, który poważnie potraktował obowiązujące
w naszym kraju Przyrzeczenie Lekarskie*
nawiązujące swą treścią do Deklaracji Genewskiej dba przede wszystkim o dobro
pacjenta, a dopiero potem o „naukowość” sposobu leczenia,
bowiem z powodu ostrożności naukowej
już niejednokrotnie naukowe postępowanie przyniosło konwencjonalne, śmiertelne
skutki. Przy czym nie chodzi tu o to, czy pacjent zmarł w trakcie udzielania mu
pomocy, czy też nie, ani o statystyki przekonywujące o słuszności jakiegoś
postępowania, lecz o jakość udzielanej mu pomocy. [Mieszkając w Izraelu
spotkałem wielu ludzi w podeszłym wieku z wytatuowanym na przedramieniu numerem
z hitlerowskiego obozu koncentracyjnego, którzy z uśmiechem na ustach
opowiadali mi o lekarzach, którzy leczyli ich i pouczali jak mają żyć zdrowo, a
którzy ... już od kilku lat nie żyją...].
Pacjent
który gotowy jest odwrócić się od frazesów naukowości, wejść bezkompromisowo w siebie i spotkać się sam ze sobą, wyruszyć
w podróż w mikrokosmos składający się z wielu wymiarów jego świadomości zamiast
użalać się nad sobą leżąc w przydrożnym rowie ze swoją racja i zaadoptowanymi
(przeważnie nieświadomie) poglądami, podczas gdy inni kroczą dalej – z całą
pewnością powróci do zdrowia i z całą pewnością będzie opuszczał swoje fizyczne
ciało i nasz holograficzny świat w innym stanie świadomości niż zamęczony na śmierć wyznawca naukowych,
konwencjonalnych teorii. Akademicka wiedza to nie wszystko. Celem leczenia „nienaukowego”
jest oświecenie, jest realizowana na co dzień mądrość. Stadium rozwoju duchowego
nazywane zdrowiem – przede wszystkim
duchowym, a równocześnie cielesnym - jest naszym najwyższym dobrem. Pomimo
tysiącletnich prób wciąż nie udaje się ani
akademickiej ani alternatywnej medycynie w pełni wyeliminować nękających nas schorzeń.
Jesteśmy upadłymi istotami i potrzebujemy zbawienia w postaci energetycznej. Zbawienie zaś jest w nas; nie na zewnątrz. Tylko energia o wysokiej częstotliwości może podnieść nas z upadku ponieważ
źródło wielu schorzeń kryje się w naszym chorym umyśle, a nie w naszym fizycznym
ciele, które służy nam jedynie jak ekran, na którym widzimy obraz ten umysłowej
choroby. Każdy z nas trzyma dłoń na drążku biegów i sam decyduje czy chce
jechać wstecz, do przodu, czy też chwilowo pozostawić go na luzie.
Innymi
słowy: sami te choroby naszymi uczuciami i myślami wywołujemy i podświadomie się
nimi posługujemy w celu manipulowania otaczających nas ludzi!
Dowodów
potwierdzających tę tezę zebrało się po dziś dzień już aż nazbyt dużo. Wiemy
już, że dolegliwości występujące w ludzkim organizmie wynikają z zaburzenia
naszej wewnętrznej, psychicznej równowagi. Jeśli łatwo kogoś zirytować, to z
pewnością jest to osoba narażona na różnego rodzaju konflikty w miejscu pracy i nie omijają jej częste irytacje skóry, infekcje, czy stany zapalne... Brak tolerancji i agresja
mogą wywoływać alergie. Głuchota np. może wskazywać na fakt, iż człowiek nie chce słyszeć
prawdy (przeważnie o sobie)...
Gdy pacjent
nauczy się rozpoznawać psychosomatyczne sygnały - język symptomów poszczególnych
dolegliwości - wówczas też będzie w stanie zapobiegać powstawaniu i rozwojowi chorobliwych
objawów. Uczucia i myśli pacjenta staną się z czasem delikatniejsze; pacjent
wie już jak ma uzdrowić samego siebie od zewnątrz. Terapeuta wspomaga go od
zewnątrz.
Nie znam
innej drogi dbania o swoje zdrowie i o zdrowie tych, którzy po nie do mnie
przychodzą.
Stare
porzekadło głosi: Przez chorobę do zdrowia.
Widać trzeba
się z tym zgodzić.
....w twoim Wszechświecie myślisz tylko ty.a twoje myśli maja moc stworczą...to co myślisz o innych,urzeczywistnia się w twoim zyciu.Podświadomość zapisuje twoje wewnętrzne motywy,myśli i uczucia,jeśli są one negatywne,powoduja negatywny skutek i wracaja do ciebie w postaci nieszczęść,srat,kłopotów zdrowotnych i innych,ograniczeń..twoj monolog wewnętrzny wywołujący myśli i uczucia odzwierciedla adekwatne reakcje innych ludzi..dltego wyż energetyczny jest podstawą adekwatną z kolei do tego jak podchodzisz fizycznie i duchowo do swego ciała i jakie kodujesz w nim emocje...Super wpis.
OdpowiedzUsuń